Tag: Mundial 2014

18.06 – 7. dzień Mundialu

Australia – Holandia 2:3
Hiszpania – Chile 0:2
Kamerun – Chorwacja 0:4

1. No i stało się – wciąż aktualni mistrzowie świata po zaledwie dwóch meczach fazy grupowej mogą pakować walizki. Nie tak miało to wyglądać, ale już po klęsce w pierwszym spotkaniu z Holandią było widać, że z Hiszpanami dzieje się coś niedobrego. Zespół, który w przeciągu ostatnich sześciu lat zdominował międzynarodowe rozgrywki (wygrywając w tym czasie dwukrotnie europejski, a raz światowy czempionat), na Mundialu w Brazylii totalnie się rozsypał. A upadek jego był wielki.

2. Gdy jest się obrońcą tytułu, odpadnięcie już w pierwszej rundzie jest wyczynem godnym pożałowania. Co jednak ciekawe, piłkarskim mistrzom świata ta wątpliwej jakości sztuka wychodzi ostatnimi czasy nader często. W 2002 roku przytrafiło się to Francuzom, w 2010 roku – Włochom, teraz przyszła pora na Hiszpanię.

3. O przyczynach degrengolady hiszpańskiej armady nie chcę się specjalnie rozpisywać; zapewne i tak powstaną na ten temat opasłe tomy. Poza tym, gdy zaledwie parę dni wcześniej zaliczyło się Hiszpanów do grona murowanych faworytów turnieju, filozofowanie o popełnionych przez nich przed Mistrzostwami błędach byłoby z mojej strony działaniem nieco niepoważnym. Nie odkryję chyba jednak Ameryki, gdy powiem, że Vicente del Bosque zbytnio przywiązał się do dotychczasowej recepty na sukces i co poniektórych jej wykonawców; w efekcie nie zauważył, że ta pierwsza od pewnego czasu przestała być niezawodna, a ci drudzy w ciągu minionych dwóch lat, jakie upłynęły od zwycięskiego Euro 2012, wyraźnie obniżyli loty i zaczęli odcinać kupony od dawnej sławy (nie chcę wytykać palcami, ale chodzi głównie o barceloniarzy; choć i Casillas nie może zaliczyć tego okresu do szczególnie udanych). Tak to już jednak jest – piłkarski świat zasuwa jeszcze szybciej, niż ten realny, a kto nie stara się  nadążyć za zmianami, prędzej czy później dostaje po czterech literach.

4. Słaba postawa Hiszpanów nie powinna nam jednak przesłonić doskonałego występu Chilijczyków. Gracze z Ameryki Południowej byli dziś lepsi od starych mistrzów pod każdym względem i zasłużenie wygrali 2:0. Bój o pierwszeństwo w grupie stoczą za parę dni z Holandią. Jednak nawet w razie przegranej, żadnego rywala, z którym przyjdzie im się zmierzyć w 1/8 finału, Chilijczycy obawiać się nie muszą – i to nawet jeśli rywalem tym okaże się Brazylia.

5. Skoro już o reprezentacji Holandii mowa, to wypada wspomnieć, że do spółki z Australią stworzyła ona dziś fascynujący spektakl, którego ozdobą była piękna bramka Tima Cahilla. Prowadzenie w tym meczu zmieniało się trzykrotnie, ostatecznie komplet punktów zgarnęli Holendrzy, wysyłając tym samym dzielnych Socceroos do domu.

6. Na zakończenie dnia dobrą formę potwierdziła Chorwacja, gromiąc czterema golami Kamerun (chyba póki co najbardziej bezbarwną drużynę tych Mistrzostw).

17.06 – 6. dzień Mundialu

Belgia – Algieria 2:1
Brazylia – Meksyk 0:0
Rosja – Korea Południowa 1:1

1. Dzisiejsze spotkania nie powaliły mnie na kolana swoim poziomem. Najpierw obserwowałem, jak Belgowie męczą się, próbując pokonać outsiderów z Algierii. Potem patrzyłem, jak gospodarze turnieju przeżywają jeszcze większe męki w pojedynku z Meksykiem (jako jedyny zrobił dziś na mnie dobre wrażenie). Na koniec prawie usnąłem, śledząc mecz pomiędzy Rosją a Koreą Południową, w którym solidarnie męczyli się obaj rywale (najbardziej jednak męczyli nielicznych widzów zgromadzonych przed ekranami). Jednym słowem: nuuuda, panie.

2. Występowi Belgów (powracających na Mistrzostwa po 12 latach przerwy) towarzyszyły bardzo duże oczekiwania. Sam też po części uległem tej zbiorowej euforii, optymistycznie typując przed meczem, że Czerwone Diabły pobiją Algierczyków na głowę. Potwierdziło się jednak, że przedmundialowe spekulacje to jedno, a boiskowe starcie ze zmotywowanym przeciwnikiem (choćby niżej notowanym) – zupełnie co innego. Aby osiągnąć na tych Mistrzostwach coś więcej, aniżeli tylko wyjść z grupy, Belgowie muszą zacząć grać znacznie lepiej.

3. Rozczarowała też Brazylia. Problemem gospodarzy jest chyba niedostatek mocy w formacji ofensywnej – gdy Neymarowi nie idzie, nie ma komu zdobywać bramek. Zresztą sam fakt, że w brazylijskim ataku gra ktoś tak do bólu przeciętny, jak Fred, jest wymownym dowodem słabości Canarinhos na tym polu.

4. W spotkaniu z gospodarzami imponująco zaprezentowali się natomiast Meksykanie. Okej, trochę dopisało im szczęście (kilkukrotnie fantastycznymi interwencjami popisał się bramkarz Ochoa), ale mniej więcej do 70. minuty – ku mojemu zdziwieniu – to oni dyktowali warunki gry. Ich pojedynek w ostatniej kolejce fazy grupowej z Chorwacją zapowiada się pasjonująco.

14.06-16.06 – 3., 4. i 5. dzień Mundialu

Kolumbia – Grecja 3:0
Urugwaj – Kostaryka 1:3
Anglia – Włochy 1:2
Wybrzeże Kości Słoniowej – Japonia 2:1
Szwajcaria – Ekwador 2:1
Francja – Honduras 3:0
Argentyna – Bośnia i Hercegowina 2:1
Niemcy – Portugalia 4:0
Iran – Nigeria 0:0
Ghana – USA 1:2

1. Dzisiejszym podsumowaniem obejmuję nie jeden, lecz aż trzy mundialowe dni. Skąd ta nagła hojność? No cóż, wstyd się przyznać, ale z ostatnich dziesięciu spotkań udało mi się obejrzeć zaledwie dwa (Italii z Anglią i Niemców z Portugalią). Tak słabej średniej nie zanotowałem od 1994 roku i fazy grupowej turnieju odbywającego się w USA, gdym dziecięciem jeszcze był.

2. Mecz Anglia – Włochy rozpoczął się dopiero o północy z soboty na niedzielę. Wysoki poziom spotkania z nawiązką wynagrodził mi jednak te dwie nieprzespane godziny. Zresztą, by móc dłużej chłonąć to, co wyprawia z futbolówką Andrea Pirlo, z chęcią poświęciłbym jeszcze więcej czasu; w wykonaniu gracza Juventusu piłka nożna przestaje być tylko sportem – bardziej przypomina sztukę, i to tę najwyższych lotów. Anglicy takiego magika w składzie wprawdzie nie mają, ale i oni zaskoczyli mnie na plus szybką i ładną dla oka grą; podobała mi się zwłaszcza postawa ofensywnego tria z Liverpoolu: Hendersona, Sterlinga i Sturridge’a. Rozczarował za to (po raz kolejny) Wayne Rooney.

3. Natomiast inny z szumnie zapowiadanych hitów pierwszej kolejki fazy grupowej, tj. mecz naszych zachodnich sąsiadów z Portugalią, okazał się być pojedynkiem mocno jednostronnym. Podobnie jak miało to miejsce cztery lata temu w RPA, i tym razem Niemcy rozpoczęli turniej od mocnego uderzenia, bezlitośnie punktując rywali i wgniatając ich w murawę niczym czołg. Choć takie porównanie jest chyba dla podopiecznych Joachima Löwa zbyt krzywdzące – w meczu z Portugalią Niemcy zagrali wszak nie tylko skutecznie, ale i pięknie. Rozmiary zwycięstwa nad renomowanym rywalem mogą nieco dziwić, jednak w dużym stopniu tłumaczy je fakt, że przez blisko godzinę Cristiano Ronaldo i jego o wieeele mniej klasowi koledzy musieli grać w osłabieniu (z boiska wyleciał Pepe – w przypływie typowego dla siebie szaleństwa gracz Realu Madryt przylutował z dyńki Thomasowi Müllerowi).

4. Z innych aren: w meczu przeciwko Bośniakom niemoc strzelecką w finałach Mistrzostw Świata przełamał w końcu Leo Messi (ma w nich teraz tyle samo bramek, co nasz Bartek Bosacki), w spotkaniu Francja – Honduras po raz pierwszy skorzystano z technologii goal-line (ponoć i tak źle działa całe to ustrojstwo), a starcie Urugwaju z Kostaryką zakończyło się sensacyjną porażką murowanego faworyta (tak, już chyba tłumaczyłem, jak to jest z tymi moimi prognozami).

13.06 – 2. dzień Mundialu

Meksyk – Kamerun 1:0
Hiszpania – Holandia 1:5
Chile – Australia 3:1

1. Gwoździem programu drugiego dnia Mistrzostw było spotkanie Hiszpanii z Holandią – a więc wciąż aktualnych mistrzów globu z jego wicemistrzami. Powiedzieć, że Pomarańczowym udał się rewanż za finał z 2010 roku, to tak, jakby nic nie powiedzieć – Hiszpanie zostali dziś wręcz rozbici w pył, i to zupełnie zasłużenie.

2. W swych przedmundialowych prognozach chyba nie doceniłem Holendrów. Wygląda na to, że trener van Gaal wykonał tam kawał świetnej roboty; wczorajsza postawa Pomarańczowych w porównaniu z tym, jak prezentowali się dwa lata temu na polsko-ukraińskim Euro, to jak niebo a ziemia. Mecz śledziłem wprawdzie jednym okiem, ale zszokowała mnie zwłaszcza szybkość Holendrów – na tle powolnych Hiszpanów Oranje wydawali się być jakby z innej planety, a już to, co Robben robił z blokiem obronnym mistrzów świata, zakrawało na jakiś kabaret.

3. Z szacunku dla jego klasy pominę milczeniem wyczyny Casillasa (zawalił trzy bramki, w tym dwie w sposób katastrofalny). Jestem jednak pewny, że drugi tak fatalny występ mu się na tym turnieju nie przydarzy. Co do pary hiszpańskich stoperów – Ramosa i Pique – pewności takiej już nie mam; żal było patrzeć na to, jak kompletnie się nie rozumieją i jak nie nadążają za rywalami. Na ich obronę dodam tylko tyle, że i w środkowej linii Hiszpanie nie prezentowali się dużo lepiej (chyba najwyższy dać trochę odpocząć Xaviemu).

4.  Pierwszy gol van Persiego przypominał mi nieco legendarną bramkę Dennisa Bergkampa z 1998 roku zdobytą w ćwierćfinałowym spotkaniu z Argentyną. Wówczas genialnym, kilkudziesięciometrowym podaniem popisał się Frank de Boer, tu zaś nieco krótsze, ale równie imponujące w swej precyzji dośrodkowanie do van Persiego zanotował Daley Blind. No a to wykończenie akcji w wykonaniu napastnika Man United – maestria i poezja!

5. Jeszcze słówko o Hiszpanach. W latach 2008 – 2012 stosowana przez nich tiki-taka (styl gry oparty na utrzymywaniu się przy piłce i wysokim pressingu) święciła sukcesy na wszystkich frontach, i to zarówno w wydaniu reprezentacyjnym, jak i klubowym (FC Barcelona). Schyłek tej taktyki zdążono w tym czasie obwieścić co najmniej kilkukrotnie, wszystko wskazuje jednak na to, że tym razem naprawdę mamy do czynienia z jej definitywnym końcem. Tym bardziej, że to już kolejny w krótkim odstępie czasu solidny łomot, który zbiera drużyna próbująca grać w ten sposób – wystarczy przypomnieć zeszłoroczne 0:7 Barcelony w dwumeczu z Bayernem i tegoroczne 0:5 tego samego (ale „dzięki” Guardioli już nie takiego samego!) Bayernu w dwumeczu Realem.

6. Dwóch pozostałych rozegranych dziś spotkań nie oglądałem. Widziałem tylko, że Meksykowi nie uznano dwóch prawidłowo (chyba?) zdobytych bramek. Na szczęście dla siebie Meksykanie nie zrazili się taki obrotem spraw i dołożyli jeszcze trzeciego, zwycięskiego gola. Z kolei w drugim meczu Chile rozpoczęło z grubej rury, by potem nieco spuścić z tonu; na walecznych, ale przeciętnych Australijczyków w zupełności to jednak wystarczyło.

12.06 – 1. dzień Mundialu

Brazylia – Chorwacja 3:1

1. Mundial rozpoczęty! Zgodnie z przewidywaniami, w pierwszym spotkaniu triumfowali gospodarze.

2. Biorąc pod uwagę nie najwyższe standardy, do których przyzwyczaiły nas mecze otwarcia, pojedynek Brazylii z Chorwacją stał na naprawdę niezłym poziomie. Nie była to wprawdzie jeszcze ta Brazylia, którą chcielibyśmy oglądać, ale gołym okiem widać, że Canarinhos stanowią zgrany kolektyw; im dalej w głąb turnieju, tym trudniej będzie ich zatrzymać. Ciepłe słowa należą się także Chorwatom – postawili gospodarzom twarde warunki, a gdyby nie błędne decyzje sędziego Nishimury, to mogliby wyjechać z Sao Paulo z lepszym rezultatem (choć wątpię, czy daliby radę wywieźć remis).

3. Właśnie, to dopiero pierwszy mecz na tych Mistrzostwach, a już tematem nr 1 stały się pomyłki sędziowskie. Faktem jest, że arbiter nie miał dziś dobrego dnia – rzut karny dla Brazylii był zupełnie z czapy, a i nieuznanego gola dla Chorwacji można było spokojnie puścić. Larum bym jednak nie podnosił – kto jak kto, ale akurat Brazylia to taka drużyna, która bez pomocy sędziego może się spokojnie obejść i zapewne i tak wygrałaby to spotkanie; w tym sensie kontrowersyjna decyzja arbitra z 70. minuty o podyktowaniu „jedenastki” była krzywdząca także dla gospodarzy.

4. Słaba postawa sędziego sprawiła, że w cieniu pozostał również autor dwóch bramek dla Brazylii, Neymar. Nie był to może jakiś nadzwyczajny występ w wykonaniu gracza Barcelony, nieczęsto jednak zdarza się, by piłkarz w swym debiucie na Mistrzostwach Świata zdobył od razu dwa gole. Warto o tym wspomnieć zwłaszcza w kontekście tego, że taki np. Cristiano Ronaldo do strzelenia identycznej liczby bramek potrzebował aż 10 rozegranych spotkań; z kolei Leo Messi, pomimo 8 występów na Mundialu, wciąż ma na koncie tylko jedno trafienie. Tak więc zasłużone brawa dla Neymara – widać, że facet potrafi poradzić sobie z ciążącą na nim presją (190 mln rodaków oczekuje, że to właśnie on poprowadzi Canarinhos do tytułu), a to już znamionuje wielką piłkarską klasę.

Mundial tuż za rogiem

Lada moment na murawę stadionu w Sao Paulo wybiegną jedenastki Brazylii oraz Chorwacji i dwudziesty w historii Mundial będzie można uznać za rozpoczęty. Jakie to będą Mistrzostwa? No cóż, już teraz wiadomo, że wbrew powszechnym stereotypom nie będzie się on cieszył poparciem wszystkich Brazylijczyków – znaczna część z nich wolałaby chleb zamiast igrzysk. Tym głosom protestu trudno całkowicie odmówić racji; nie ulega wątpliwości, że o ile organizacja Mundialu solidnie przetrzepała brazylijską kieszeń (ponoć na przygotowania wydano 10 mld euro), to profity zbierze przede wszystkim FIFA. Z drugiej jednak strony, to przecież nie FIFA wpadła na bezsensowny pomysł, aby stadion mogący pomieścić kilkadziesiąt tysięcy widzów wznosić w samym środku amazońskiego interioru. Poza tym, obywatelom Kraju Kawy chyba mimo wszystko nie wiedzie się aż tak źle – już sam fakt, że mogą głośno wyrażać swoje niezadowolenie z powodu ogromnych sum, jakie pochłonęła organizacja turnieju, stawia ich w lepszej sytuacji od tej, w jakiej za 4 lata znajdą się Rosjanie, a za 8 – Katarczycy (ich nikt o zdanie nie pytał i nie będzie). No i wreszcie, tych, którzy mimo to wyżej stawiają chleb niż nadchodzące igrzyska, może choć trochę pocieszy myśl, że piłkarskie Mistrzostwa Świata to akurat najdoskonalsze igrzyska, jakie homo sapiens do tej pory wymyślił.

Dość jednak tego fanzolenia. Do meczu pozostała zaledwie godzina, tak więc czas nagli. Poniżej moje prognozy co do tego, jak potoczy się rozpoczynający się dziś Mundial (przy czym od razu uprzedzam, że akurat przewidywanie piłkarskiej przyszłości wychodzi mi mniej więcej tak dobrze, jak śpiewanie; na szczęście tym drugim nikogo nie katuję). No ale do rzeczy, do rzeczy, proszę Państwa!

Kto zostanie Mistrzem Świata?

Trzy kandydatury są z grubsza oczywiste: Brazylia, Niemcy, Hiszpania (kolejność dowolna, choć Brazylijczycy, jako gospodarze turnieju, mają chyba minimalnie większe szanse od pozostałych na końcowy sukces). Osobiście powątpiewam w tryumf Germanów (zbyt niepewna obrona i chyba zbyt leciwy jedyny napastnik – 36-letni Miroslav Klose), choć w półfinale raczej ich zobaczymy. Przeciwko Hiszpanom przemawia statystyka – od 1962 roku i czasów Pelego nikt nie obronił tytułu mistrza świata i nie wierzę, aby coś miało się pod tym względem zmienić. Rozum podpowiada więc, że puchar Julesa Rimeta po raz szósty w historii trafi do Brazylii. Ja jednak z przekory pokieruję się sercem i postawię na Argentynę. Zresztą, drużynę albicelestes typuję do mistrzostwa konsekwentnie od 1998 roku – do tej pory z marnym skutkiem, ale coś mi mówi, że tym razem będzie inaczej. Jeśli tylko Messi odnajdzie zgubioną w Barcelonie formę, to poprowadzi kolegów do wielkiego finału, a w nim Argentyna zwycięży Brazylię.

Kto zostanie królem strzelców?

Wybitnych i bramkostrzelnych napastników mamy na tegorocznym turnieju od groma i ciut ciut. Sęk w tym, że prawie wszyscy z nich borykali się ostatnio z mniej lub bardziej poważnymi urazami, w związku z czym ich obecna dyspozycja jest wielką niewiadomą. Zajrzałem jednak w głąb mojej kryształowej kuli i wyszło mi, że najwięcej goli zdobędzie Brazylijczyk Neymar. Niewiele mniej zanotują Messi, Luis Suárez i Diego Costa. Dla Cristiano Ronaldo nie mam dobrych wiadomości – trzy bramki to max, co Portugalczyk może ustrzelić.

Kto będzie największą sensacją?

W roli czarnego konia powszechnie stawia się Belgię i trudno się temu dziwić. Belgowie przez eliminacje przeszli jak burza, mają młody i wyrównany skład, z genialnym Hazardem i silnymi niczym tury Kompanym i Lukaku na czele. Skoro jednak wszyscy wieszczą sukces Czerwonych Diabłów, to na dobrą sprawę ich ewentualny dobry występ nie będzie żadną niespodzianką, lecz zwykłym spełnieniem przedmundialowych oczekiwań. Zresztą, po wyjściu z grupy Belgowie trafią zapewne od razu na Niemcy lub Portugalię – jak dobrzy by nie byli, to będzie ich ostatni mecz na tym turnieju. Moim zdaniem ogromny potencjał drzemie w Chorwatach (już dziś wieczorem boisko zweryfikuje tę tezę) i Chilijczykach (fenomenalny Arturo Vidal!) – problem w tym, że pierwsi już w 1/8 finału prawdopodobnie spotkają się ze znacznie silniejszym od nich rywalem (Hiszpanią lub Holandią – tak czy siak, żegnaj Mundialu!), a drudzy akurat znaleźli się z tymi dwiema ostatnimi drużynami w jednej grupie (tak więc mocno wątpliwe, czy w ogóle zdołają się z niej zakwalifikować do dalszego etapu). W związku z tym przewiduję, że największą pozytywną niespodziankę turnieju sprawi Urugwaj. Gdy ma się w ataku takiego geniusza, jak Suárez (któremu będzie partnerował równie świetny Cavani), a w obronie Diego Godína, to nawet półfinał nie jest rzeczą niemożliwą. W każdym razie Anglio (jest w jednej grupie z Urugwajem, Włochami i Kostaryką) – bój się!

Kto najbardziej rozczaruje?

Reprezentacja Anglii to od lat najbardziej przereklamowany zespół tego świata. Do tej pory jednak na każdym turnieju synom Albionu udawało się przebrnąć przez fazę grupową. Tym razem będzie inaczej – parafrazując generała Pattona, Włosi złapią Anglików za nos, a Urugwajczycy nakopią im do rzyci. I bardzo dobrze!

To tyle, jeżeli chodzi o prognozy. Relacje z kolejnych dni turnieju (które będę starał się – w miarę moich skromnych możliwości – przygotowywać) – już od jutra!