Szwajcaria – Polska 1:1 k. 4:5
Walia – Irlandia Północna 1:0
Chorwacja – Portugalia 0:1 d
Francja – Irlandia 2:1
Niemcy – Słowacja 3:0
Węgry – Belgia 0:4
Włochy – Hiszpania 2:0
Anglia – Islandia 1:2
Polska – Portugalia 1:1 k. 3:5
Walia – Belgia 3:1
1. Futbol jest okrutny. Ta stara piłkarska prawda wybrzmiała z całą mocą w późny czwartkowy wieczór, gdy Portugalczyk Ricardo Quaresma strzałem z 11 metrów pokonał Łukasza Fabiańskiego i tym samym przekreślił polskie marzenia o półfinale turnieju rangi mistrzowskiej. Marzenia, które po raz pierwszy od 1986 roku miały pełne prawo się urzeczywistnić. O tym, że tak się nie stało, zadecydowały niuanse, wręcz centymetry – tyle dzieliło Grzegorza Krychowiaka od zablokowania strzału Renato Sanchesa, po którym Portugalczycy zdobyli bramkę wyrównującą (tak, prowadziliśmy z Portugalią w ćwierćfinale Mistrzostw Europy!), tyle też zabrakło, by po uderzeniu Kuby Błaszczykowskiego w kończącej mecz serii rzutów karnych piłka minęła bramkarza rywali i zatrzepotała w siatce. Ale taki właśnie jest ten sport w jego najlepszym wydaniu – gdy bój toczą równorzędni, a jednocześnie klasowi przeciwnicy, nawet najdrobniejsze detale przesądzają o tym, kto schodzi z boiska ze spuszczona głową, a kto na nim pozostaje i zapala cygaro zwycięstwa. Główną zasługą selekcjonera Adama Nawałki i jego podopiecznych jest to, że na francuskim turnieju polski zespół potrafił się na ten poziom – od lat dla nas niedostępny – wznieść, a następnie na nim utrzymać, oraz że nie było w tym absolutnie żadnego przypadku. Za to też naszej reprezentacji w tym miejscu dziękuję. Za to, oraz za niesamowite emocje, których nam dostarczyła, a które sięgnęły zenitu zwłaszcza podczas spotkań fazy pucharowej przeciwko Szwajcarii i Portugalii.
2. O tym, jak dobry był to turniej w wykonaniu polskich piłkarzy, świadczy chociażby to, że właściwie nie sposób jest wskazać nawet jednego kadrowicza, który by na francuskim turnieju zawiódł. W porządku, liczyliśmy na więcej bramek ze strony Roberta Lewandowskiego; nie zapominajmy jednak o tym, że na Euro 2016 praktycznie każdy z czołowych europejskich napastników miał ogromne problemy ze sforsowaniem zasieków postawionych przez linie defensywne rywali, ani też o tym, że w najważniejszym momencie Robert jednak zrobił to, co do niego należało. Owszem, Arkadiusz Milik mógł lepiej ustawić celownik – ale i bez tego dał nam zwycięstwo nad Irlandią Północną, a w meczu z Ukrainą dołożył asystę. Prawda, młodego Piotra Zielińskiego stać było na więcej; on ma jednak jeszcze dużo czasu, by podnosić swoje umiejętności, a twarde lądowanie, jakie zaliczył we Francji, z pewnością tylko mu w tym pomoże. Mniejsza jednak o indywidualne przypadki; tym, co odróżniało grę Biało-Czerwonych na Euro 2016 od ich występów na wcześniejszych turniejach w XXI wieku, było również to, że zgodnie z oczekiwaniami (lub nawet lepiej) spisywała się każda z naszych formacji. Dotyczy to w szczególności defensywy, która miała być piętą achillesową polskiej reprezentacji, a która w rzeczywistości tworzyła prawdziwy monolit. Odkryciem turnieju był Michał Pazdan, który nie dość, że z raczej anonimowego piłkarza stał się bohaterem niezliczonych memów, to jeszcze wysłuchał w ciągu ostatnich kilkunastu ostatnich dni więcej pochwał, niż w trakcie całej swojej dotychczasowej kariery. Pokładane w nim nadzieje spełnił także kwartet ofensywny, co odzwierciedlają już same suche statystyki naszych skrzydłowych i napastników: Błaszczykowskiego (2 gole i 1 asysta), Grosickiego (2 asysty), Milika (1 gol i 1 asysta) i Lewandowskiego („tylko” 1 gol, ale za to niezwykłej wagi).
3. W grze Biało-Czerwonych na Euro 2016 pojawiła się również jakość, której podczas poprzednich turniejów było jak na lekarstwo. Jeszcze 4 lata temu Polacy na tle pozostałych uczestników polsko – ukraińskiego czempionatu wyróżniali się przede wszystkim tym, że nie byli w stanie wymienić więcej niż 5 podań z rzędu w środku pola ani celnie przerzucić piłki z jednego skrzydła na drugie. Teraz, gdy patrzyło się, jak gramy jak równy z równym z Niemcami czy Portugalczykami (czyli nacjami, którym w przeciwieństwie do nas piłka przy nodze nigdy nie przeszkadzała), pomiędzy nami a nimi nie było widać praktycznie żadnej różnicy. Wielka w tym zasługa Grzegorza Krychowiaka, który w środku pola dzielił i rządził, a strat piłek prawie że nie notował. Jeżeli ktoś zastanawiał się, jak to możliwe, że Paris Saint Germain kupiło Krychę za aż 45 milionów euro, to na Euro 2016 otrzymał odpowiedź. Jeżeli tylko Jürgen Klopp zrobi w Liverpoolu piłkarza pełną gębą z Piotra Zielińskiego (a wiemy z doświadczenia, że potrafi to jak nikt inny), to śmiem twierdzić, że duet Krychowiak – Zieliński zdominuje naszą środkową formację na lata.
4. Reprezentacja Polski w wersji, w jakiej oglądaliśmy ją podczas Euro 2016, była również zespołem niezwykle silnym psychicznie i fizycznie. Psychicznie, bo sprostała wyzwaniom, z jakimi jej poprzedniczki nie mierzyły się od dekad albo zgoła wcale. Faza pucharowa wielkiej imprezy? Po raz ostatni Biało-Czerwonych można było oglądać na tym etapie rozgrywek w 1986 roku. Dogrywka? Nie było nam dane w niej uczestniczyć od 1938 roku. Konkurs rzutów karnych? Nie strzelaliśmy ich nigdy (a podczas francuskiej imprezy – aż dwukrotnie). A dlaczego fizycznie? No cóż, jeżeli uwzględnić wszystkie spotkania rozegrane do dnia dzisiejszego, ze wszystkich drużyn uczestniczących w Euro 2016 to właśnie Reprezentacja Polski spędziła na murawie najwięcej minut – co oczywiste, gdyż nikt inny nie musiał grać dwóch pełnych dogrywek, a następnie wykonywać jedenastek. Jednocześnie zaś, gdyby wziąć w nawias symboliczny, kilkudziesięciosekundowy epizod Filipa Starzyńskiego w meczu z Ukrainą, wyjdzie nam, że Adam Nawałka posłał na boisko najmniejszą ilość piłkarzy z pola, na równi z Francją; tyle że Francuzi wszystkie swoje spotkania kończyli w regulaminowym czasie gry, a ćwierćfinałowe starcie z Islandią dopiero przed nimi. Rekapitulując: w żadnej innej drużynie tak niewielu zawodników nie zagrało aż tylu minut. Pomimo to, Biało-Czerwoni w ani jednym spotkaniu nie ustępowali rywalom pod względem wytrzymałości; może jedyny moment słabości przydarzył im się w drugiej odsłonie meczu ze Szwajcarią, ale już w dogrywce wszystko wróciło do normy.
5. Jeżeli zatem miałbym zgłosić jakieś zastrzeżenie pod adresem naszej kadry, to chyba tylko takie, że na francuskiej imprezie zabrakło jej umiejętności zadania ostatecznego ciosu wtedy, gdy przeciwnik już leżał na deskach bądź jeszcze chwiał się zamroczony. Tak było nie tylko w spotkaniach ze Szwajcarią i Portugalią (w których nie zdołaliśmy utrzymać objętego prowadzenia), ale i w wygranych meczach z Irlandią Północną i Ukrainą; w każdym z tych starć po zdobyciu pierwszego gola nie potrafiliśmy już wykorzystać żadnej ze stwarzanych przez siebie sytuacji i przypieczętować dobrej gry kolejną bramką. Tymczasem taką umiejętność posiedli pozostali niespodziewani ćwierćfinaliści turnieju, Islandczycy i Walijczycy; ci pierwsi 2 golami ugodzili zarówno Austrię, jak i Anglię, z kolei drudzy aż 3 bramkami rozstrzelali najpierw Rosjan, a potem Węgrów. Pod tym względem Polska prezentowała się najmniej okazale z całej finałowej ósemki. Z drugiej strony warto jednak odnotować, że nie przegrywaliśmy na tym turnieju nawet przez minutę; podobnym wyczynem może się pochwalić tylko reprezentacja Niemiec.
6. Reasumując, wprawdzie koniec końców odpadliśmy z turnieju, ale z Francji polscy piłkarze wracają z tarczą, a nie na tarczy (o czym świadczy zresztą entuzjastyczne powitanie, z jakim spotkali się po przylocie do kraju). Drużyna jest stosunkowo młoda i z całą pewnością – jeżeli tylko będzie w dalszym ciągu tak dobrze prowadzona, jak czynił to do tej pory Adam Nawałka – stać ją na jeszcze lepsze występy (być może już za 2 lata na rosyjskim Mundialu). Czego sobie i wszystkim życzę. A póki co – jeszcze raz dzięki za to Euro, chłopaki!