Tag: Belgia

Good bye, Putin!

W tym roku brak czasu niestety nie pozwolił mi na bieżące relacjonowanie i komentowanie Mundialu. Umówmy się, świat nie zatrząsł się z tego powodu w posadach. Niemniej jednak, aby choć w minimalny sposób odnotować to, co działo się w Rosji przez ostatni miesiąc, przygotowałem krótkie (nie, jednak wyszło długie) podsumowanie turnieju.

CO NA PEWNO ZAPAMIĘTAM:

#1 VAR – bardzo pozytywny bohater Mundialu. Naprawdę w wielu przypadkach analiza wideo powtórki pozwoliła arbitrom na skorygowanie pierwotnej, błędnej decyzji. Najbardziej na tej nowince zyskali właśnie sędziowie. Do tej pory byli szwarccharakterami każdego turnieju, tymczasem w Rosji kontrowersyjne werdykty sędziowskie można by policzyć na palcach jednej ręki. Oczywiście VAR nie stał się lekarstwem na całe zło, bo w sytuacjach wątpliwych (takich jak zagranie ręką w finale, po którym podyktowano rzut karny dla Francji) wciąż to arbiter musi samodzielnie dokonać rozstrzygającej oceny. Jest też nieprzewidziany skutek uboczny VARu – teraz, gdy w każdy metr kwadratowy pola karnego wycelowanych jest więcej kamer niż w całą granicę USA z Meksykiem, nieczyste zagrania przeniosły się bliżej środka boiska, gdzie szanse na bezkarność rosną niepomiernie. Stąd więcej akcji przerywanych było już w zarodku, stąd też większa niż dotąd liczba stałych fragmentów wykonywanych z tej strefy boiska.

#2 odpadnięcie CR7 i LM10 – dzień 30 czerwca 2018 roku przejdzie do historii piłkarskich Mundiali co najmniej z kilku względów; tego dnia fantastyczne boje stoczyły między sobą reprezentacje Francji i Argentyny oraz Urugwaju i Portugalii, wtedy też Edinson Cavani do spółki z Luisem Suárezem przeprowadzili piękną dwójkową akcję, o której piszę w #9. Przede wszystkim jednak w tym dniu pożegnali się z Mistrzostwami Świata, i to chyba już na zawsze, dwaj najwięksi piłkarze naszych czasów: Lionel Messi i Cristiano Ronaldo. Ten Mundial jak chyba żaden inny wcześniej premiował grę zespołową; Argentyna i Portugalia, które składały się z wyżej wymienionych gwiazdorów i 20 koszulek, były więc w tej sytuacji skazane na porażkę.

#3 belgijskie kontry – jeden z symboli całego turnieju. Błyskawicznie wyprowadzane przez Belgów kontrataki, w trakcie których piłka przemierzała całe boisko dosłownie w kilka sekund, najpierw wysłały do domu Japonię, potem przypieczętowały los Brazylii, a w meczu o 3. miejsce dobiły Anglię (nie zadziałały jedynie w półfinale z Francją). Tak można grać, gdy ma się do dyspozycji piłkarzy zwinnych i szybkich jak gazele, a przy tym nienagannych technicznie, takich jak Hazard, de Bruyne czy Meunier.

#4 gole ze stałych fragmentów gry i samobóje – było ich całe mnóstwo, nieporównywalnie więcej, niż na poprzednich turniejach. Przykładowo, Anglia zdobyła aż 8 z 11 goli (73%) właśnie po rozegraniu ze stojącej piłki (a Polska wszystkie, tj. aż całe 2). Z kolei dotychczasowy rekord w liczbie trafień do własnej siatki (6 – ustanowiony w 1998 roku) został w Rosji przebity dwukrotnie.

#5 siła spokoju – to były wręcz ikoniczne momenty tego Mundialu: Cristiano Ronaldo biorący głęboki oddech tuż przed wykonaniem rzutu wolnego, który dał jego drużynie remis 3:3 w meczu z Hiszpanią; Harry Kane odchodzący z piłką na bok w poszukiwaniu skupienia, by po chwili skutecznie wykonać rzut karny w spotkaniu z Kolumbią; wreszcie Ivan Rakitić, któremu nawet nie drgnęła powieka, gdy dwukrotnie celnym strzałem zapewniał Chorwacji zwycięstwo w konkursach rzutów karnych.

#6 Maroko i Iran – chyba nikt nie spodziewał się, że murowani faworyci do awansu z grupy B, czyli Hiszpania i Portugalia, będą musieli się aż tak napocić. Marokańczycy i Persowie grali pięknie, a przy tym z ogromnym zaangażowaniem – pewna reprezentacja, której tu nie wspomnę, aby nie wytykać palcami, mogłaby brać z nich przykład. I naprawdę zabrakło bardzo niewiele, aby to właśnie Iran, a nie Portugalia, ostatecznie zakwalifikował się do dalszej fazy.

#7 upadek Niemiec i Hiszpanii – przed Mundialem, zważywszy na zakończenie kariery przez Philippa Lahma, Bastiana Schweinsteigera i Miroslava Klose, typowałem Niemców do zajęcia 4. miejsca. Tyle że w całym turnieju, a nie w grupie. W Rosji obrońcy tytułu mistrzowskiego zanotowali upadek bez precedensu w ich powojennej historii – do tej pory jeszcze nie zdarzyło się, by nasi zachodni sąsiedzi żegnali się z Mundialem już po pierwszej fazie. Mogą się tylko pocieszać, że na podobną przypadłość chorowali też dwaj poprzedni mistrzowie świata – w 2010 i 2014 roku Włosi i Hiszpanie również pakowali walizki już po 3 spotkaniach. Ci ostatni, choć w tym roku dotarli przynajmniej do 1/8 finału, na rosyjskich boiskach wypadli tylko nieznacznie lepiej od Niemców. Ta szkaradna karykatura tiki-taki (czyli stylu, który prowadził Hiszpanię do triumfów w latach 2008-2012), jaką zaprezentowali, wyjałowiona z jakiejkolwiek twórczej myśli i polotu, zasługuje wyłącznie na zapomnienie. Zwolnienie selekcjonera w przeddzień Mundialu też raczej Hiszpanom nie pomogło.

#8 chorwackie dogrywki – Chorwacja jest pierwszą drużyną w historii, która na Mundialu rozegrała, przynajmniej w wymiarze czasowym, aż 8 spotkań, na co złożyło się 7 meczów po 90 minut plus 3 dogrywki po 30 minut. Chorwaci dwukrotnie do awansu potrzebowali konkursu rzutów karnych, co również stanowi swego rodzaju wyczyn, bo dwoma wygranymi seriami jedenastek na jednym Mundialu mogła się do tej pory pochwalić jedynie Argentyna (w 1990 roku). Jeśli więc ktoś ma prawo nazywać się niezłomnym, to właśnie oni.

#9 TEN gol Cavaniego – wklejam to, co napisałem na fejsie następnego dnia:

„Im więcej oglądam powtórek pierwszej bramki dla Urugwaju w meczu z Portugalią, tym niżej mam szczękę. Cała akcja, choć przeprowadza ją duet napastników, zaczyna się na środku boiska. Najpierw Cavani zbiega do boku, po czym robi 40-metrowy przerzut na drugie skrzydło do Suareza z taką precyzją, że Beckham i jego prawa noga mogą się schować. Suarez nie gorszy – bez ceregieli przyjmuje taką piłę na klatkę piersiową, od razu nadając jej kierunek w stronę bramki. Potem zawód i błyskawiczne dośrodkowanie w pole karne, prosto na głowę Cavaniego (który w międzyczasie zdążył już tam dobiec). Cavani wieńczy dzieło, waląc piłkę z dyni tak mocno, że siatka w bramce ledwo wytrzymuje. Wow, arcydzielne to było!”

#10 Anglia wygrywa rzuty karne – do tej pory dotrwanie do konkursu rzutów karnych w meczu z Anglią dawało większą szansę na zwycięstwo, niż wylosowanie reprezentacji Polski w fazie grupowej. Teraz to już nieaktualne. Po trwającym 28 lat okresie błędów i wypaczeń, po 6 przegranych konkursach z rzędu (MŚ 1990, ME 1996, MŚ 1998, ME 2004, MŚ 2006, ME 2012), Anglicy (może za wyjątkiem Jordana Hendersona) w końcu nauczyli się poprawnie wykonywać jedenastki.

JEDENASTKA TURNIEJU (w ustawieniu 4-3-3):

Thibaut COURTOIS (Belgia) – Thomas MEUNIER (Belgia), Raphael VARANE (Francja), Diego GODÍN (Urugwaj),  Lucas HERNÁNDEZ (Francja) – N’Golo KANTÉ (Francja), Luka MODRIĆ (Chorwacja), Philippe COUTINHO (Brazylia) – Kylian MBAPPÉ (Francja), Mario MANDŽUKIĆ (Chorwacja), Eden HAZARD (Belgia)

Thibaut COURTOIS – właściwie każdy z bramkarzy, którzy zameldowali się w półfinałach, zasłużył na miejsce w jedenastce Mundialu. Hugo Lloris, poza ewidentną wtopą, jaka przytrafiła mu się w meczu o złoto, zanotował kilka wybitnych interwencji (np. przeciwko Urugwajowi), to samo można powiedzieć o Jordanie Pickfordzie (fenomenalna obrona w końcówce spotkania z Kolumbią po strzale Mateusa Uribe); z kolei gdyby nie Danijel Subašić, Chorwacja nie przetrwałaby żadnego z dwóch konkursów rzutów karnych. Stawiam jednak na tyczkowatego Belga, który oprócz tego, że od początku do końca turnieju prezentował się znakomicie, a w ćwierćfinale zatrzymał Brazylię, to jeszcze obronił najwięcej strzałów ze wszystkich golkiperów (aż 27; na przeciwnym biegunie znalazł się David de Gea – renomowany Hiszpan zastopował podczas Mundialu 1 uderzenie na 7 prób).

Thomas MEUNIER – dla mnie: małe odkrycie turnieju. Oczywiście jako tako kojarzyłem Belga z występów w klubie, ale nie miałem pojęcia, jak błyskotliwy i – przede wszystkim – piorunująco szybki jest to piłkarz. Ustawiony na prawym wahadle, siał zamęt we wrażych szeregach; gdy z powodu nadmiaru żółtych kartek zabrakło go w półfinale, od razu negatywnie odbiło się to na ofensywnych poczynaniach reprezentacji Belgii. Najlepsze zostawił na mecz o 3. miejsce – gdyby tylko jego strzał z woleja w końcowych minutach znalazł drogę do siatki, byłby z tego gol turnieju.

Raphael VARANE – co tu dużo mówić: elegancki w ruchach, nienaganny technicznie, bezbłędny w obronie, groźny w ataku (to ostatnie najlepiej wiedzą Urugwajczycy). Jednym słowem, stoper kompletny, chyba aktualnie najlepszy na świecie. On i sekundujący mu Samuel Umtiti swoją grą przypominają mi trochę niezapomniany duet, jaki tworzyli przed laty w reprezentacji Italii Alessandro Nesta i Fabio Cannavaro. A dla obrońcy trudno o lepszy komplement.

Diego GODÍN – prawdziwy dowódca urugwajskiej defensywy, która do ćwierćfinałowego meczu z Francją spisywała się perfekcyjnie. Zawinił przy bramce zdobytej w tym spotkaniu przez Raphaela Varana, ale poza tym jednym wyjątkiem zaliczył doskonały turniej.

Lucas HERNÁNDEZ –  wybór trochę na zasadzie „na bezrybiu i rak ryba”, bo lewi obrońcy na tym turnieju niespecjalnie rozpieszczali nas swoją grą. Z nich wszystkich Lucas Hernández prezentował się jednak najlepiej, a do bardzo solidnej gry w tyłach dorzucił jeszcze dwie asysty. Wynik więcej niż przyzwoity, jeśli weźmie się pod uwagę, że w Atlético Madryt Francuz najczęściej występuje na pozycji środkowego obrońcy i nie ma zbyt wielu okazji, by pognać lewą flanką.

N’Golo KANTÉ – mundialowy mistrz destrukcji. Rozbijał ataki rywali i kradł im piłkę z taką wprawą, że idę o zakład, że już jako mały berbeć z równą pasją burzył rówieśnikom budowle z klocków i podbierał im lizaki.

Luka MODRIĆ – najlepszy piłkarz turnieju według FIFA, więc trudno, aby zabrakło go w mojej jedenastce. Suche liczby (2 gole, 1 asysta) nie oddają gigantycznego wkładu małego Chorwata w awans jego drużyny do finału Mundialu. Modrić widział i przewidywał na boisku wszystko, odbierał piłki w obronie i w ataku, zasuwał niestrudzenie od pierwszej do ostatniej minuty (to właśnie on pokonał podczas turnieju największy dystans ze wszystkich), a piłki tradycyjnie już rozdzielał z zegarmistrzowską precyzją. Co ciekawe, to nie jest tak, że Modrić złapał na Mundialu jakąś życiową formę. Nie, on tak gra zawsze, z tym że dopiero teraz zauważył to cały świat.

Philippe COUTINHO – Brazylia na rosyjskim turnieju błyszczała raczej umiarkowanie, ale jeśli ktoś z Canarinhos wyróżnił się zdecydowanie na plus, to właśnie Coutinho. Od początku Mistrzostw było widać, że gracz FC Barcelony trafił z formą – dość powiedzieć, że brał bezpośredni udział w zdobyciu połowy z 8 goli strzelonych przez Brazylię (dwa strzelił sam, przy dwóch kolejnych asystował). Jego bramka przeciwko Szwajcarii, zdobyta po typowym dla niego uderzeniu „rogalem” zza pola karnego, była jedną z najpiękniejszych na tym turnieju.

Kylian MBAPPÉ – ostatnim przed Mbappé nastolatkiem, który zdobył gola w finale Mistrzostw Świata był sam Pelé, a miało to miejsce 60 lat temu. Do trafienia w meczu o złoto Francuz dołożył jeszcze trzy wcześniejsze (w tym dwa w 1/8 finału przeciwko Argentynie), a historia już na zawsze zapamięta jego błyskawiczne rajdy z piłką, którymi rozrywał obronne zasieki rywali (w jednym z takich rajdów rozpędził się do ponad 38 km/h). Zasłużenie otrzymał nagrodę dla najlepszego młodego piłkarza Mundialu i równie zasłużenie melduje się w mojej jedenastce na pozycji prawoskrzydłowego.

Mario MANDŽUKIĆ – szczerze mówiąc, na pozycji środkowego napastnika przez długi czas planowałem ustawić Romelu Lukaku, a na Chorwata postawiłem dosłownie w ostatniej chwili. O takim wyborze zadecydowała jedna rzecz – gdy Mistrzostwa Świata wkroczyły w decydującą fazę, świetny do tej pory Belg akurat zaczął nieco przygasać; oczywiście trzeba pamiętać o jego fantastycznym zachowaniu przy kontrze dającej Czerwonym Diabłom zwycięstwo nad Japonią w 1/8 finału, oraz o tym, że gol na 2:0 w spotkaniu z Brazylią był w 90% jego zasługą, ale nie można też zapominać, że cały swój dorobek bramkowy napastnik Manchesteru United skompletował w fazie grupowej. Z Mandžukiciem było odwrotnie – rosnąca stawka w fazie pucharowej, która Belgowi podcinała skrzydła, jemu wydawała się ich tylko dodawać. Wystarczy zresztą popatrzeć: 1/8 finału – gol, ćwierćfinał – asysta, półfinał – gol (i to zwycięski), finał – znowu gol (a nawet dwa, jeśli doliczymy też trafienie do własnej bramki – niestety dość często bywa tak, że największe zagrożenie w polu karnym drużyny broniącej stanowi własny napastnik).

Eden HAZARD – wirtuoz gry ofensywnej, najlepszy piłkarz najlepiej grającej drużyny. Momentami grał jak natchniony – z pasją i bez wytchnienia dryblował, rozgrywał i strzelał, był prawdziwym kołem zamachowym wszystkich zaczepnych zapędów reprezentacji Belgii. O ile stonowana gra Luki Modricia to była gratka głównie dla koneserów, o tyle – gdybyśmy przenieśli się w czasy starożytnego Rzymu – to właśnie Belg byłby tym piłkarzem, który swoim kunsztem podbijałby serca zgromadzonych w Koloseum.

REZERWOWI (w ustawieniu 3-4-3):

Hugo LLORIS (Francja) – Yerry MINA (Kolumbia), Samuel UMTITI (Francja), Domagoj VIDA (Chorwacja) – Kieran TRIPPIER (Anglia), Kevin DE BRUYNE (Belgia), Ivan RAKITIĆ (Chorwacja), Dienis CZERYSZEW (Rosja) – Antoine GRIEZMANN (Francja), Romelu LUKAKU (Belgia), Ivan PERIŠIĆ (Chorwacja)

NAJLEPSZY PIŁKARZ:

Luka MODRIĆ i Eden HAZARD – nie mogłem się zdecydować, więc wyłoniłem dwóch laureatów. Bardziej podobała mi się gra Belga, bo od mistrzów przedostatniego (lub nawet wcześniejszego) podania (a takim jest Chorwat) wyżej cenię sobie mistrzów ostatniego podania i strzału. Z drugiej strony jednak doceniam również gigantyczny wkład Luki Modricia w zdobycie przez Chorwację srebrnego medalu. Wielki turniej w wykonaniu obu tych piłkarzy.

NAJŁADNIEJSZA BRAMKA:

1. Edinson CAVANI (Urugwaj) w 7. minucie spotkania 1/8 finału z Portugalią
2. Nacer CHADLI (Belgia) w 94. minucie spotkania 1/8 finału z Japonią
3. Benjamin PAVARD (Francja) w 57. minucie spotkania 1/8 finału z Argentyną

NALEPSZY MECZ:

1. Francja – Argentyna 4:3
2. Belgia – Brazylia 2:1
3. Hiszpania – Portugalia 3:3

NAJWIĘKSZA NIESPODZIANKA:

1. Chorwacja – chyba jeden z najbardziej sensacyjnych finalistów w historii Mundialu. Oczywiście biorąc pod uwagę przedturniejowe prognozy, bo już od samego początku Mistrzostw Chorwaci udowadniali, że trzeba będzie się z nimi liczyć. Wprawdzie w awansie do finału pomogło im nieco znalezienie się w łatwiejszej połówce drabinki, ale też była to zasługa zajęcia przez nich pierwszego miejsca w grupie (tę zaś wygrali w cuglach, rozbijając m.in. 3:0 faworyzowaną Argentynę).

2. Dienis Czeryszew – do tej pory Czeryszew to był dla mnie tylko ktoś, kto kiedyś tam niechcący sprawił, że Real Madryt został karnie wyrzucony z rozgrywek o Puchar Hiszpanii. Nie powiem, zaskarbiło mu to u mnie sporą dozę sympatii, ale po Mundialu w Rosji muszę przyznać, że z tego koleżki jest też kawał piłkarza! Zaczął turniej od ławki rezerwowych, ale jak już wszedł na boisko, to od razu razem z drzwiami, futryną i pokaźnym kawałkiem Kremlowskiego Muru. Zakończył Mistrzostwa z 4 golami na koncie, w tym dwoma po takich bombach zza pola karnego, że chyba żaden Rosjanin nie bił na dystans tak dobrze od czasów Stalingradu i snajpera Zajcewa.

3. Zwycięstwo Korei Południowej w meczu z Niemcami – można powiedzieć, że obrońcy tytułu zginęli od własnej broni, pogrążyły ich bowiem gole stracone w samej końcówce (a dokładnie w 93. i 96. minucie). Szczególne druga bramka miała wymiar symboliczny – oto Manuel Neuer, który na poprzednim Mundialu z gry poza własnym polem karnym uczynił sztukę (i czym walnie przyczynił się do zdobycia tytułu mistrzowskiego), tu wdał się w niepotrzebną kiwkę na połowie przeciwnika, która kosztowała jego zespół utratę drugiej bramki.

NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE:

1. Niemcy – o nich już pisałem wyżej w kilku miejscach.

2. Argentyna – podobno chaos bywa twórczy, ale ten w wykonaniu Argentyny był wyłącznie destrukcyjny. Burdel większy niż w Archeo. I jeszcze na dokładkę ten skaczący jak pacynka selekcjoner, pytający piłkarzy o to, kogo powinien wprowadzić na boisko. Bleh.

3. Neymar – grał nawet przyzwoicie (choć nie wybitnie), ale i tak wszystko zeszło na drugi plan w zestawieniu z jego nieustannym jęczeniem i turlaniem się po murawie z udawanego (?) bólu.

13-14.06 – 4. i 5. dzień Euro – włoskie odrodzenie, hiszpańskie męki i węgierska niespodzianka

Hiszpania – Czechy 1:0
Irlandia – Szwecja 1:1
Belgia – Włochy 0:2
Austria – Węgry 0:2
Portugalia – Islandia 1:1

1. Poniedziałkowe starcie pomiędzy Belgią a Włochami było zdecydowanie najlepszym, jakie mogliśmy dotąd oglądać na francuskim turnieju. Przede wszystkim za sprawą reprezentantów Italii, którzy – co tu dużo kryć – zwyczajnie zdeklasowali faworyzowanych rywali i nie pozostawili żadnych wątpliwości co do tego, kto przywiózł na Euro drużynę, a kto jedynie zlepek indywidualności. Oczywiście, wszystkie krytyczne uwagi na temat słabości stanu osobowego włoskiej kadry pozostają w dalszym ciągu aktualne – poziom talentu chyba nigdy jeszcze nie był tam aż tak niski (a przynajmniej ja nie pamiętam). Sądząc jednak po przebiegu meczu z Belgią, łączna wartość całej reprezentacji Italii jest dużo większa, niż suma wartości jej poszczególnych piłkarzy. To odwrotnie niż u Belgów, którzy pokolenia młodych gwiazd grających na co dzień w lidze angielskiej (o ile przecież wyżej notowanej od włoskiej Serie A, która przez naszych rodzimych anglofili bywa wręcz wyszydzana) w dalszym ciągu nie są w stanie przekuć w zespół zdolny do wygrywania wielkich turniejów. Odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponosi chyba przede wszystkim selekcjoner, który mimo że ma do dyspozycji zawodników stworzonych do gry ofensywnej, to jednak zestawia ich w sposób ograniczający, a nie wykorzystujący ich naturalne atuty. Prawda może być też jednak taka, że belgijscy piłkarze nie są w rzeczywistości aż tak dobrzy, jak sugerowałaby to ich przynależność klubowa, a Włosi po prostu brutalnie ten fakt obnażyli.

2. Wracając jeszcze do Włochów, trudno w ich szeregach wyróżnić jakiegoś indywidualnego bohatera, gdyż praktycznie cały zespół funkcjonował na boisku perfekcyjnie. Byłoby jednak zbrodnią nie wspomnieć o małym dziele sztuki, jakie przy pierwszym golu wspólnie stworzyli Leonardo Bonucci i Emanuele Giaccherini – długie na kilkadziesiąt metrów i dokładne co do centymetra podanie tego pierwszego do drugiego można by oglądać bez końca. Majstersztyk!

3. Kończąc wątek włosko – belgijski, dodam jeszcze, że wspaniale obserwowało się dziecięcą, szaloną radość piłkarzy Italii, jaką zaprezentowali po końcowym gwizdku. Zwłaszcza w wykonaniu legendarnego bramkarza Gianluigiego Buffona, który w futbolu widział już i przeżył chyba wszystko, a mimo to wykazuje głód sukcesów i entuzjazm godny młodzika. Nawet jeżeli okaże się, że zwycięstwo nad Belgią było jedynym wzlotem Włochów na tym turnieju, to chociażby z tego względu warto było być jego świadkiem.

4. W innym spotkaniu tego dnia Hiszpanie bardzo długo nie byli w stanie uporać się z Czechami. Samego meczu nie oglądałem, ale podobno wróciły wszystkie hiszpańskie grzechy, czyli powolne rozgrywanie piłki w nieskończoność, aż do uśpienia zarówno przeciwników, jak i kibiców. Tym razem ta taktyka okazała się skuteczna – tuż przed końcem regulaminowego czasu gry męki Hiszpanów zakończył Gerard Piqué, który strzałem głową pokonał Petra Čecha.

5. Z kolei ostatni dzień pierwszej kolejki fazy grupowej przyniósł dwa zaskakujące rezultaty, z których większą niespodzianką była chyba mimo wszystko porażka Austrii z Węgrami. Była to zresztą przegrana całkowicie zasłużona, gdyż Austriacy prezentowali się wyjątkowo słabo i w niczym nie przypominali drużyny, która jeszcze w eliminacjach robiła prawdziwą furorę. Z kolei Madziarzy mają ogromne powody do radości – nie dość, że po wielu latach dostali się na wielką piłkarską imprezę, to jeszcze od razu wygrali; no i podczas gdy szanse Austrii na wyjście z grupy zmalały praktycznie do zera, to w przypadku Węgrów wzrosły one niepomiernie – punkt z Islandią powinien wystarczyć. Nie będzie to jednak zadaniem łatwym, gdyż w meczu z dużo wyżej notowaną Portugalią Islandczycy pokazali się z bardzo dobrej strony. Wprawdzie to Portugalczycy objęli prowadzenie po golu Naniego, ale po zmianie stron Wyspiarze zdołali wyrównać, a potem już do końca spotkania umiejętnie się bronili. Pomeczowe żale Cristiano Ronaldo, że Islandii zależało tylko i wyłącznie na tym, aby meczu nie przegrać, są chyba nieuzasadnione; zresztą gdyby gracz Realu Madryt lepiej współpracował z partnerami z drużyny (co robić powinien, jeżeli chce coś na tym turnieju zwojować), to być może nawet dzielna postawa Islandii nie na wiele by się jej zdała.

6. Po zakończeniu pierwszej rundy spotkań nasuwa się jedna zasadnicza refleksja: pada mało goli. Żaden zespół nie zdobył więcej niż dwie bramki, a w żadnym meczu nie strzelono ich więcej niż trzy. Trochę słabo, zwłaszcza jeśli ma się w pamięci obfitującą w gole fazę grupową Mundialu w Brazylii. 

17.06 – 6. dzień Mundialu

Belgia – Algieria 2:1
Brazylia – Meksyk 0:0
Rosja – Korea Południowa 1:1

1. Dzisiejsze spotkania nie powaliły mnie na kolana swoim poziomem. Najpierw obserwowałem, jak Belgowie męczą się, próbując pokonać outsiderów z Algierii. Potem patrzyłem, jak gospodarze turnieju przeżywają jeszcze większe męki w pojedynku z Meksykiem (jako jedyny zrobił dziś na mnie dobre wrażenie). Na koniec prawie usnąłem, śledząc mecz pomiędzy Rosją a Koreą Południową, w którym solidarnie męczyli się obaj rywale (najbardziej jednak męczyli nielicznych widzów zgromadzonych przed ekranami). Jednym słowem: nuuuda, panie.

2. Występowi Belgów (powracających na Mistrzostwa po 12 latach przerwy) towarzyszyły bardzo duże oczekiwania. Sam też po części uległem tej zbiorowej euforii, optymistycznie typując przed meczem, że Czerwone Diabły pobiją Algierczyków na głowę. Potwierdziło się jednak, że przedmundialowe spekulacje to jedno, a boiskowe starcie ze zmotywowanym przeciwnikiem (choćby niżej notowanym) – zupełnie co innego. Aby osiągnąć na tych Mistrzostwach coś więcej, aniżeli tylko wyjść z grupy, Belgowie muszą zacząć grać znacznie lepiej.

3. Rozczarowała też Brazylia. Problemem gospodarzy jest chyba niedostatek mocy w formacji ofensywnej – gdy Neymarowi nie idzie, nie ma komu zdobywać bramek. Zresztą sam fakt, że w brazylijskim ataku gra ktoś tak do bólu przeciętny, jak Fred, jest wymownym dowodem słabości Canarinhos na tym polu.

4. W spotkaniu z gospodarzami imponująco zaprezentowali się natomiast Meksykanie. Okej, trochę dopisało im szczęście (kilkukrotnie fantastycznymi interwencjami popisał się bramkarz Ochoa), ale mniej więcej do 70. minuty – ku mojemu zdziwieniu – to oni dyktowali warunki gry. Ich pojedynek w ostatniej kolejce fazy grupowej z Chorwacją zapowiada się pasjonująco.