Wróżby po francusku

Ponieważ już za moment na murawę wybiegną piłkarze Francji i Rumunii, nie będę tracił czasu na szumne zapowiedzi Euro 2016. Grunt, że turniej wreszcie się zaczyna, że potrwa aż miesiąc (ku niewątpliwej uciesze wszystkich kobiet), oraz że wystąpią w nim Polacy. Poniżej efekty mojego wróżenia z fusów na temat tego, kto we Francji najszybciej spakuje walizki, kto zostanie trochę dłużej, a kto wyjedzie z pucharem. Oczywiście, znając moją umiejętność przewidywania piłkarskiej przyszłości, już teraz uprzedzam, że nic z tego, co napisałem, prawdopodobnie się nie sprawdzi.

 

Nie wyjdą z grupy:

Albania – okej, nie będę nawet udawał, że coś wiem na temat Albańczyków; wiem tylko tyle, że nie wyjdą z grupy!

Walia – Walijczycy mają w swoich szeregach najdroższego piłkarza świata, Garetha Bale’a, który w dużej mierze w pojedynkę przeciągnął ich przez eliminacje (7 goli); w Mistrzostwach Europy sam Bale to jednak za mało, by pokonać wyżej notowanych Anglików, Rosjan czy Słowaków.

Irlandia Północna – nasz przeciwnik w pierwszym meczu. Stereotypowo można by powiedzieć, że największym atutem piłkarzy z Ulsteru będzie waleczność, ale nie można zapominać, że w eliminacjach wygrali oni swoją grupę; w piłkę grać więc potrafią, ale mimo wszystko słabiej niż ich grupowi rywale.

Turcja – wszystkie oczy będą skierowane na Ardę Turana, a ten akurat zaliczył niezbyt udany sezon w nowym klubie i daleko mu do formy, jaką prezentował jeszcze nie tak dawno temu w Atlético Madryt. Nawet jeśli podczas turnieju odzyska blask, to i tak klasa partnerów jest chyba niewystarczająca, by Turcja zdołała wyjść z grupy śmierci (z Hiszpanią, Czechami i Chorwacją)

Irlandia – wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że Irlandczycy zanotują podobny występ, jak cztery lata temu w Polsce – będzie dużo ambicji i mnóstwo walki, ale nie będzie wyników. W zasięgu drużyny z Zielonej Wyspy pozostaje tylko reprezentacja Szwecji, ale awans z trzeciego miejsca będzie możliwy tylko dzięki wyjątkowo pomyślnemu układowi rezultatów w pozostałych grupach.

Węgry – już samo to, że Madziarzy po 48 latach przerwy zdołali awansować do finałowego turnieju o Mistrzostwo Europy, jest z punktu widzenia poziomu ich reprezentacji dużym sukcesem; i na tym niestety się skończy.

Ukraina – Ukraińcy pokonali Polskę dwukrotnie w eliminacjach do Mistrzostw Świata w Brazylii, jednak obecnie prezentują się nieco słabiej niż wtedy, a z kolei my – znacznie lepiej. Dlatego też to Polacy, a nie nasi sąsiedzi zza Buga, zakończą rozgrywki w Grupie C na drugim, premiowanym awansem miejscu.

Szwecja – podobna sytuacja, jak w przypadku Walii – jedna niekwestionowana supergwiazda (Zlatan Ibrahimović) plus dziesięć koszulek. Ibracadabra trafił na wyjątkowo mało utalentowaną generację szwedzkich piłkarzy. Zresztą, nawet w czasach, gdy w kadrze Zlatanowi partnerowali Henrik Larsson czy Fredrik Ljungberg, na wielkich turniejach efekty pozostawały mizerne i nie ma żadnych powodów, by sądzić, że tym razem będzie inaczej.

 

Odpadną w 1/8 finału:

Rumunia – selekcjonerem reprezentacji Rumunii jest legendarny Anghel Iordănescu, ten sam, który ponad dwie dekady temu doprowadził ją do największego sukcesu w historii w postaci awansu do ćwierćfinału Mistrzostw Świata. Wówczas jednak miał do dyspozycji wybitnie uzdolnione pokolenie piłkarzy, podczas gdy obecny skład Rumunii stanowią futboliści co najwyżej przeciętni. Największym atutem rumuńskiej kadry jest doskonała gra w obronie, dzięki której w eliminacjach straciła ona zaledwie 2 gole. To powinno wystarczyć, by wyjść z grupy A z drugiego lub trzeciego miejsca (Francja jest raczej poza zasięgiem Rumunów, choć w meczach otwarcia zdarzają niespodzianki), awansować dalej będzie już jednak szalenie ciężko.

Islandia – choć będzie to debiutancki występ Islandii na wielkim turnieju piłkarskim, nic nie wskazuje na to, że będzie ona chłopcem do bicia. Wręcz przeciwnie, fakt, że w eliminacjach do Mistrzostw Europy Islandia wyprzedziła w grupie tak renomowane zespoły jak Turcja czy Holandia, świadczy o tym, że Wyspiarzy należy się na tym turnieju obawiać. Są w stanie napsuć krwi nawet Portugalii, ale bardziej prawdopodobne jest, że powalczą z Austrią o drugie miejsce w grupie F.

Szwajcaria – kadra Helwetów to prawdziwy tygiel etniczny; może właśnie dlatego prowadzenie zespołu powierzono selekcjonerowi, który biegle włada aż siedmioma językami. Taka mieszanka rzadko kiedy jednak przynosi pozytywne efekty na boisku, zwłaszcza w futbolu reprezentacyjnym. Liderem drużyny ma być młody Granit Xhaka, pytanie tylko, czy będzie w stanie udźwignąć ciążącą na nim odpowiedzialność. Jeżeli mu się uda, to Szwajcarzy powinni zameldować się w 1/8 finału, ale więcej raczej na turnieju nie zwojują.

Włochy – skład osobowy kadry, jaką przywiózł ze sobą do Francji trener Antonio Conte dość dobrze obrazuje kryzys, z jakim boryka się włoski futbol przez ostatnie lata. Wśród reprezentantów Italii próżno szukać godnych następców Andrei Pirlo, Alessandro Del Piero czy choćby Filippo Inzaghiego. Wątpliwości nie budzi w zasadzie tylko obsada bramki (tam po raz kolejny stanie bramkarski gigant, liczący sobie już 38 wiosen Gianluigi Buffon) oraz linii defensywnej, którą stanowić będzie niezawodne trio z Juventusu Turyn. Im jednak dalej w pole, tym robi się coraz marniej. Z drugiej strony, siłą Włochów zawsze była przede wszystkim gra w obronie; podczas Euro 2016 pozwoli to Azzurrim na wyjście z grupy, ale już ćwierćfinał to chyba dla nich zbyt wysokie progi.

Rosja – reprezentacja Rosji zanotowała fantastyczny występ na Euro 2008, ale potem już nigdy nawet nie zbliżyła się do tamtych sukcesów. Francuskich boisk Rosjanie także nie zawojują, choć przez stosunkowo łatwą grupę powinni przebrnąć (decydujący o kształcie tabeli powinien być ich drugi mecz ze Słowacją). Prawie wszyscy rosyjscy piłkarze grają na co dzień w lidze rosyjskiej; najwięcej oczekuje się po występującym w Zenicie Sankt Petersburg duecie napastników Kokorin – Dziuba, który w eliminacjach do turnieju zdobył łącznie 11 goli.

Chorwacja – w reprezentacji Chorwacji największa moc drzemie w pomocy. Takie nazwiska jak Modrić czy Rakitić muszą budzić respekt u każdego rywala. Jeżeli dodatkowo w formie będzie grający na szpicy Mario Mandżukić, to Chorwaci będą w stanie mocno namieszać w grupie śmierci, w której prócz nich znaleźli się także Hiszpanie, Czesi i Turcy. Na pewno stać ich na awans do 1/8 finału, potem dużo będzie zależeć od tego, na kogo na tym etapie wpadną.

Czechy – tegoroczne Mistrzostwa Europy będą już piątymi z rzędu, na których wystąpi reprezentacja Czech. Choć tym razem nasi południowi sąsiedzi nie przywieźli ze sobą gwiazd pokroju Nedvěda czy Poborskiego (ze starej gwardii w kadrze pozostał jeszcze tylko trapiony kontuzjami Tomáš Rosický), to jednak z całą pewnością w piłkę grać potrafią i w starciach z grupowymi rywalami nie stoją na straconej pozycji. Warto też pamiętać, że wyszli zwycięsko z bardzo trudnej grupy eliminacyjnej, wyprzedzając m.in. reprezentację Turcji, z którą teraz los skojarzył ich ponownie. Mój typ to 1/8 finału, ale wcale nie musi się na tym skończyć.

Słowacja – to, jak wypadnie reprezentacja Słowacji na francuskim turnieju, w 90% zależeć będzie od postawy Marka Hamšíka. Ponieważ w zakończonym niedawno sezonie klubowym pomocnik Napoli imponował formą, Słowacy mogą mieć powody do optymizmu. Anglia wydaje się wprawdzie być poza ich zasięgiem, ale zarówno Rosja, jak i Walia, to drużyny na pewno do pokonania. Awans do 1/8 finału to zatem w przypadku Słowacji scenariusz jak najbardziej realny.

 

Odpadną w 1/4 finału:

Polska – wiem, że to dość optymistyczna prognoza, ale moim zdaniem w obecnych okolicznościach jak najbardziej uzasadniona. Po raz pierwszy od wielu, wielu lat wszystkie elementy układanki są na swoim miejscu. Jest świetny trener, który zna się na swoim fachu i mówi zrozumiałym językiem (i nie, nie piję tu do Leo Beenhakkera), a do tego nie popełnił żadnych ewidentnych błędów na etapie selekcji (co przed poprzednimi turniejami zdarzało się nagminnie). Jest silny trzon kadry, stworzony z piłkarzy klasy światowej (Lewandowski, Krychowiak) lub przynajmniej europejskiej (Glik, Milik, Szczęsny). Jest też paru młodych wilczków, którzy w razie potrzeby są w stanie wprowadzić na boisku trochę pozytywnego zamętu (Zieliński, Linetty, Kapustka). Jest wreszcie dobra, sprzyjająca kadrze atmosfera – bez buńczucznego przekonania, że jesteśmy w tych Mistrzostwach skazani na sukces, ale z poczuciem własnej wartości. I taki właśnie będzie polski przepis na ćwierćfinał Mistrzostw Europy.

Portugalia – zespół, który ma w składzie Cristiano Ronaldo, nie ma prawa zagrać na tym turnieju słabo. Oczywiście, piętą achillesową Portugalii po raz kolejny jest brak klasowego środkowego napastnika, ale mimo to piłkarz Realu Madryt i jego kompani powinni bez większych przeszkód dotrzeć do ćwierćfinału. Tam Portugalia prawdopodobnie trafi na Anglię, z którą – gdy ostatnio obie drużyny mierzyły się na wielkich turniejach – za każdym razem wygrywała. Coś mi jednak podpowiada, że tym razem będzie inaczej, a półfinały Mistrzostw Europy Portugalczycy obejrzą już w domu.

Belgia – piekielnie silna, a przy tym bardzo młoda drużyna, która z roku na rok się rozwija. Dwa lata temu na Mistrzostwach Świata w Brazylii Belgowie zapłacili frycowe, teraz celują co najmniej w półfinał. Czy to realny cel? Patrząc na skład Belgów (de Bruyne! Hazard! Courtois!), jak najbardziej, problem w tym, że w ćwierćfinale na ich drodze stanie najpewniej reprezentacja Niemiec, która póki co jest chyba jeszcze poza zasięgiem podopiecznych Marca Wilmotsa. Z drugiej strony, Belgowie to – według rankingu FIFA – druga najlepsza drużyna świata, teoretycznie więc nawet w spotkaniu z Niemcami mają oni prawo liczyć na sukces. Myślę jednak, że prawdziwych fajerwerków w wykonaniu reprezentacji Belgii powinniśmy się spodziewać dopiero za 2 lata na kolejnych Mistrzostwach Świata.

Austria – przez eliminacje Austriacy przeszli jak tornado, wygrywając 9 z 10 spotkań i prezentując naprawdę piękną piłkę. Sielankowy nastrój trochę zepsuły tegoroczne sparingi, w których Austria przegrała ze Szwajcarią, Turcją i Holandią, a pokonała tylko Albanię i Maltę. Wiadomo, to tylko spotkania towarzyskie, ale przykład kadry Jerzego Engela sprzed 14 lat pokazuje, że takich niepokojących symptomów nie powinno się lekceważyć. Na korzyść Austrii działa jednak stosunkowo nietrudna grupa (bardzo istotny będzie mecz z Islandią, bezpośrednim rywalem do zajęcia drugiego miejsca) oraz korzystna drabinka w fazie pucharowej. Na ćwierćfinał powinno wystarczyć, zwłaszcza jeśli na wysokości zadania stanie największa gwiazda drużyny i jej mózg – David Alaba.

 

Finałowa czwórka:

Hiszpania – reprezentacja Hiszpanii to zdecydowanie największa niewiadoma turnieju. Może odpaść już po pierwszej rundzie (tym bardziej, że trafiła do grupy śmierci), ale równie dobrze jest w stanie sięgnąć po Mistrzostwo Europy. Dużo zależy od tego, w jakim stopniu selekcjonerowi udało się wkomponować nowe twarze do kadry starych mistrzów (trzon zespołu w dalszym ciągu stanowią Casillas, Ramos, Piqué, Iniesta, Busquets i David Silva); jeśli weterani otrzymają należyte wsparcie ze strony Álvaro Moraty czy Nolito, to Hiszpanie z rundy na rundę będą coraz groźniejsi. Kluczem będzie zajęcie pierwszego miejsca w grupie – jeśli ten warunek zostanie spełniony, to patrząc na turniejową drabinkę na Hiszpanów czeka czerwony dywan aż do półfinału. Tam zaś może zdarzyć się wszystko.

Anglia – z reprezentacją Anglii przed każdym wielkim turniejem jest tak samo: jej kibice są święcie przekonani, że tym razem w końcu odniesie ona sukces, a wszyscy inni doskonale wiedzą, że ponownie nic z tego nie będzie. Jak każda długa passa, także i ta musi się jednak kiedyś skończyć. Mam przeczucie, że na francuskim turnieju reprezentacja Anglii w końcu zanotuje występ na miarę swoich ambicji; w jej kadrze nie ma już lampardowsko – gerrardowskich złogów (nie uwłaczając!), jest za to kilku młodych, bardzo zdolnych piłkarzy, którzy do spółki z Rooneyem (najstarszym w zespole – co za czasy!) są w stanie wiele zdziałać. Okej, mistrzostwa wprawdzie nie zdobędą, ale stać ich nawet na półfinał. Kluczem będzie dyspozycja napastników – tu akurat selekcjoner ma kłopot bogactwa.

Niemcy – nie wymienić Niemców w gronie ścisłych pretendentów do złota byłoby niedorzecznością, tym bardziej, że mówimy tu o aktualnych mistrzach świata. Poza tym, jak mówi znane piłkarskie porzekadło, piłka nożna to taka gra… ale dobra, nie będę go cytował, bo znają je nawet dzieci w kołysce. Sęk w tym, że nawet Niemcy mają swoje problemy, zwłaszcza w obronie, która nie dość, że już jest dziurawa jak durszlak (w 4 tegorocznych spotkaniach towarzyskich wpuściła aż 7 goli, nie przebili się przez nią tylko Węgrzy), to jeszcze dodatkowo przetrzebiona kontuzjami. Ponadto, po raz drugi z rzędu odniesiony w ostatniej chwili uraz wyeliminował z udziału w wielkim turnieju Marco Reusa. Jeśli dodać do tego beznadziejnie ostatnio dysponowanego Mario Götze oraz brak w kadrze Philippa Lahma (zakończył karierę reprezentacyjną), to nawet wiara w teutońską potęgę zaczyna się chwiać. W środku pola oraz w bramce (Neuer!) Niemcy mają jednak dość siły, by bezboleśnie dotrzeć do półfinału, gdzie najprawdopodobniej zmierzą się z gospodarzami turnieju.

Francja – gospodarz Mistrzostw, a tym samym jeden z jego murowanych faworytów. Do tego ostatnimi czasy Francuzi mają szczęście do turniejów organizowanych w ich ojczyźnie – dwa poprzednie (Mistrzostwa Europy w 1984 roku i Mistrzostwa Świata w 1998 roku) wygrali w cuglach. Tym razem nie mają jednak w składzie piłkarskich bogów pokroju Platiniego, Zidane’a, Blanca czy Deschampsa (Paul Pogba to jeszcze nie ta liga), ale niewykluczone, że ktoś taki objawi się dopiero w trakcie imprezy; historia wielkich turniejów zna takie przypadki. Na dodatek w tegorocznych sparingach reprezentacja Francji wypadała śpiewająco – wygrała bez wyjątku wszystkie. I jeszcze jedno – począwszy od blamażu na Mistrzostwach Świata w RPA w 2010 roku, z roku na rok Tricolores grają coraz lepiej; na Euro 2012 roku byli jeszcze stosunkowo bezbarwni, ale już dwa lata później w Brazylii grali ładną piłkę i ulegli dopiero Niemcom (zresztą nieznacznie). Teraz w półfinale zameldują się na pewno, jeśli tam pokonają reprezentację Niemiec (tak została zbudowana turniejowa drabinka), to droga do złota stanie otworem.

 

Kto zwycięży?

Serce podpowiada, że Polska 😉 Rozum – że Francja. A doświadczenie – że Niemcy.

Dodaj komentarz