Lada moment na murawę stadionu w Sao Paulo wybiegną jedenastki Brazylii oraz Chorwacji i dwudziesty w historii Mundial będzie można uznać za rozpoczęty. Jakie to będą Mistrzostwa? No cóż, już teraz wiadomo, że wbrew powszechnym stereotypom nie będzie się on cieszył poparciem wszystkich Brazylijczyków – znaczna część z nich wolałaby chleb zamiast igrzysk. Tym głosom protestu trudno całkowicie odmówić racji; nie ulega wątpliwości, że o ile organizacja Mundialu solidnie przetrzepała brazylijską kieszeń (ponoć na przygotowania wydano 10 mld euro), to profity zbierze przede wszystkim FIFA. Z drugiej jednak strony, to przecież nie FIFA wpadła na bezsensowny pomysł, aby stadion mogący pomieścić kilkadziesiąt tysięcy widzów wznosić w samym środku amazońskiego interioru. Poza tym, obywatelom Kraju Kawy chyba mimo wszystko nie wiedzie się aż tak źle – już sam fakt, że mogą głośno wyrażać swoje niezadowolenie z powodu ogromnych sum, jakie pochłonęła organizacja turnieju, stawia ich w lepszej sytuacji od tej, w jakiej za 4 lata znajdą się Rosjanie, a za 8 – Katarczycy (ich nikt o zdanie nie pytał i nie będzie). No i wreszcie, tych, którzy mimo to wyżej stawiają chleb niż nadchodzące igrzyska, może choć trochę pocieszy myśl, że piłkarskie Mistrzostwa Świata to akurat najdoskonalsze igrzyska, jakie homo sapiens do tej pory wymyślił.
Dość jednak tego fanzolenia. Do meczu pozostała zaledwie godzina, tak więc czas nagli. Poniżej moje prognozy co do tego, jak potoczy się rozpoczynający się dziś Mundial (przy czym od razu uprzedzam, że akurat przewidywanie piłkarskiej przyszłości wychodzi mi mniej więcej tak dobrze, jak śpiewanie; na szczęście tym drugim nikogo nie katuję). No ale do rzeczy, do rzeczy, proszę Państwa!
Kto zostanie Mistrzem Świata?
Trzy kandydatury są z grubsza oczywiste: Brazylia, Niemcy, Hiszpania (kolejność dowolna, choć Brazylijczycy, jako gospodarze turnieju, mają chyba minimalnie większe szanse od pozostałych na końcowy sukces). Osobiście powątpiewam w tryumf Germanów (zbyt niepewna obrona i chyba zbyt leciwy jedyny napastnik – 36-letni Miroslav Klose), choć w półfinale raczej ich zobaczymy. Przeciwko Hiszpanom przemawia statystyka – od 1962 roku i czasów Pelego nikt nie obronił tytułu mistrza świata i nie wierzę, aby coś miało się pod tym względem zmienić. Rozum podpowiada więc, że puchar Julesa Rimeta po raz szósty w historii trafi do Brazylii. Ja jednak z przekory pokieruję się sercem i postawię na Argentynę. Zresztą, drużynę albicelestes typuję do mistrzostwa konsekwentnie od 1998 roku – do tej pory z marnym skutkiem, ale coś mi mówi, że tym razem będzie inaczej. Jeśli tylko Messi odnajdzie zgubioną w Barcelonie formę, to poprowadzi kolegów do wielkiego finału, a w nim Argentyna zwycięży Brazylię.
Kto zostanie królem strzelców?
Wybitnych i bramkostrzelnych napastników mamy na tegorocznym turnieju od groma i ciut ciut. Sęk w tym, że prawie wszyscy z nich borykali się ostatnio z mniej lub bardziej poważnymi urazami, w związku z czym ich obecna dyspozycja jest wielką niewiadomą. Zajrzałem jednak w głąb mojej kryształowej kuli i wyszło mi, że najwięcej goli zdobędzie Brazylijczyk Neymar. Niewiele mniej zanotują Messi, Luis Suárez i Diego Costa. Dla Cristiano Ronaldo nie mam dobrych wiadomości – trzy bramki to max, co Portugalczyk może ustrzelić.
Kto będzie największą sensacją?
W roli czarnego konia powszechnie stawia się Belgię i trudno się temu dziwić. Belgowie przez eliminacje przeszli jak burza, mają młody i wyrównany skład, z genialnym Hazardem i silnymi niczym tury Kompanym i Lukaku na czele. Skoro jednak wszyscy wieszczą sukces Czerwonych Diabłów, to na dobrą sprawę ich ewentualny dobry występ nie będzie żadną niespodzianką, lecz zwykłym spełnieniem przedmundialowych oczekiwań. Zresztą, po wyjściu z grupy Belgowie trafią zapewne od razu na Niemcy lub Portugalię – jak dobrzy by nie byli, to będzie ich ostatni mecz na tym turnieju. Moim zdaniem ogromny potencjał drzemie w Chorwatach (już dziś wieczorem boisko zweryfikuje tę tezę) i Chilijczykach (fenomenalny Arturo Vidal!) – problem w tym, że pierwsi już w 1/8 finału prawdopodobnie spotkają się ze znacznie silniejszym od nich rywalem (Hiszpanią lub Holandią – tak czy siak, żegnaj Mundialu!), a drudzy akurat znaleźli się z tymi dwiema ostatnimi drużynami w jednej grupie (tak więc mocno wątpliwe, czy w ogóle zdołają się z niej zakwalifikować do dalszego etapu). W związku z tym przewiduję, że największą pozytywną niespodziankę turnieju sprawi Urugwaj. Gdy ma się w ataku takiego geniusza, jak Suárez (któremu będzie partnerował równie świetny Cavani), a w obronie Diego Godína, to nawet półfinał nie jest rzeczą niemożliwą. W każdym razie Anglio (jest w jednej grupie z Urugwajem, Włochami i Kostaryką) – bój się!
Kto najbardziej rozczaruje?
Reprezentacja Anglii to od lat najbardziej przereklamowany zespół tego świata. Do tej pory jednak na każdym turnieju synom Albionu udawało się przebrnąć przez fazę grupową. Tym razem będzie inaczej – parafrazując generała Pattona, Włosi złapią Anglików za nos, a Urugwajczycy nakopią im do rzyci. I bardzo dobrze!
To tyle, jeżeli chodzi o prognozy. Relacje z kolejnych dni turnieju (które będę starał się – w miarę moich skromnych możliwości – przygotowywać) – już od jutra!