2. dzień Euro – moje podsumowanie

1. Dziś zaprezentowali się aż trzej faworyci całego turnieju – Niemcy wypadli dobrze (choć bez błysku), Portugalia średnio, Holandia słabo.

2. Polsko-ukraińskie Euro dość szybko zaserwowało nam pierwszą dużą niespodziankę w postaci zwycięstwa Danii nad Pomarańczowymi, zresztą w pełni zasłużonego. Problem Holendrów to Robben – zamiast podawać do lepiej ustawionych partnerów, Pan Partacz non-stop uderzał z bezsensownych pozycji. W ogóle w odróżnieniu od Duńczyków Holendrzy grali strasznie egoistycznie – to nie mogło się dobrze skończyć.

3. Z kolei Portugalczycy najwyraźniej wciąż dotknięci są tą samą przypadłością, co na poprzednich wielkich imprezach – mają wszystkie papiery ku temu, żeby grać ładną dla oka piłkę, ale nawet nie próbują. No, może do momentu utraty pierwszego gola. Sęk w tym, że jak tracisz gola z Niemcami, to z reguły jest już za późno.

4. Niemcy to Niemcy, cisnęli, cisnęli i w końcu wcisnęli.

5. Tytuł ‚Man of the day’ otrzymuje Patrick Vieira (niby na emeryturze, ale najwyraźniej wciąż w dobrej formie) za następującą wypowiedź: „Jestem w Warszawie od kilku dni i dziwnie się czuję, gdy chodzę po ulicach. Widać, że nie ma tu wielu czarnoskórych i ludzie dziwnie się na ciebie patrzą. Wydaje mi się, że brakuje w tym kraju odpowiedniej edukacji.” Głupi cz…, no, ten tego, człowiek.

Dodaj komentarz